Razem z ojcem staliśmy nad moim martwym bratem...
- Idź stąd i nigdy nie wracaj. - Warknał na mnie. Wkurzyłem się, ponieważ nie było mnie nawet przy jego śmierci. Warknąłem tylko i odszedłem. Ojciec wiedział, że jeszcze wrócę. Po tygodniu biegu bez przerwy miałem dosyć. Odpocząłem w jakiejś jaskini. Gdy się obudziłem zobaczyłem całą watahę ojca. Nie wyglądali przyjaźnie...
- Brać go. - Warknął któryś... Zaczął się pościg. Przypchnąłem się szybko przez wilki i wskoczyłem na drzewo. Wszystko układało się świetnie, gdy nagle zobaczyłem Lykę, moją siostrę.
- Lyka! - Zawołałem. Była przykuta do jaskini grubym łańcuchem...
- I co teraz zrobisz, bohaterze? - Zapytał z szyderczym uśmiechem ojciec, który wdrapał się na drzewo.
- Co zrobię? To! - Warknąłem i rozpędziełm się. Na końcu gałęzi skoczyłem, zrobiłem kilka salt i wylądowałem przy mojej siostrze...
- Patton, ratuj. - Wyszeptała.
- Już się robi. - Powiedziałem. Wyciągnąłem pazury i rozwaliłem łańcuch. Lyka była wolna i uciekła. Uciekałem za nią odpychając napastników. Straciłem ją z oczu... Słyszałem już tylko skowyt...
- Lyka... - Powiedziałem spuszczając głowę. Zobaczyłem ją... Już nie żyła. Wtedy moim celem było uciec. Udało mi się to. Potem błądziłem gdzieś wśród lasów i pustyń, aż natrafiłem na kanion...
- Czy to sen? - Powiedziałem zachwycony. Zrobiłem kilka okrążeń, następnie wspiąłem się na ścianę i zacząłem się opuszczać. Robiłem to ok. trzydziestu razy, przez godzinę. W końcu gdy byłem już tym znudzony postanowiłem robić salta. Wdrapałem się na szczyt ściany i puściłem. Zacząłem wirować w powietrzu. Wylądowałem tuż przed białą wilczycą...
- Jestem Patton. - Powiedziałem.
- Ja jestem Luna.
<Luna, dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz