- Uciekaj. - Powiedziałem do Luny. - Weź ze sobą Makkę.
- Ale...
- Już! - Krzyknąłem. Gdy była wystarczająco daleko zacząłęm się zbliżać do krzaków.
- Wiem, że tam jesteście. Ojciec was nasłał. - Powiedziałem podchodząc coraz bliżej roślin.
- Rozpracował nasz plan! - Krzyknął Redo.
- Ucisz się głupku! - Warknął Stan.
- Nie! - Wrzasnął Redo.
- Z kim ja muszę pracować... - Powiedział Stan i rzucił się w moją stronę.
- Zobaczmy, czy umiesz biegać. - Powiedziałem i zaśmiałem się. Zacząłem się rozpędzać, tak bardzo, że piasek wpadał napastnikom do oczu. Następnie zawiodłem ich do kanionu. - Dobra, teraz będzie sprawdzian ze wspinaczki. - Powiedziałem ze śmiechem. Szybko wdrapałem się na ścianę i patrzyłem ze spokojem jak Redo i Stan próbują się wdrapać.
- Jeszcze tu wrócimy! - Krzyknął Stan i odbiegł z Redem. Zeskoczyłem ze ściany, zrobiłem w powietrzu kilka salt i wylądowałem przed nimi.
- Nie tak szybko, Stan. - Warknąłem.
- Czego chcesz?
- Powiedz mojemu ojcu, że jeśli próbuje mnie zabić, to będzie się musiał bardzo wysilić. - Powiedziałem i puściłem ich wolno. Odbiegli. Pierwsze, co zrobiłem po tej dawce emocji to sprawdzenie czy nikomu nic nie jest... Przebiegłem kilka metrów i zobaczyłem Makkę i Lunę.
- Nic ci nie jest? - Zapytała Makka.
- Ważne, czy tobie się coś nie stało...
- Nie, wszystko w porządku. - Odparła. Tak zakończyła się ta nieprzewidziana awantura.
Oto podobizna Redo:
I Stana:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz