Próbowałam im się wyrwać. Niestety bezskutecznie, nie miałam żadnych szans w powietrzu. Chyba, że... Nie! Nie będę wzywać tylko po to Bogów! Albo duchów... muszę sama sobie poradzić.
-Zostawcie mnie!- powiedziałam im, ale one ciągle leciały. Wyczułam jeszcze dużo złości i strachu, choć, ten strach to był może mój... Szarpałam się i zaczęłam gryźcie co tylko mogłam. Jeden na chwilę puścił i o mały włos nie upadłam, gdyby drugi mnie nie przytrzymał.
-Sami tego chcecie..-westchnęłam i po prostu na chwilę się poddałam.
Taka sekunda przed... wezwaniem jakiegoś ducha. Poczułam jak coś chce się ze mną wydostać, a przede mną utworzyła się lodowa kula, z której wyskoczył wielki, ale to naprawdę wielki biały wilk, i na szczęście skrzydlaty! Patrzył na mnie chwilę, a potem zamknął oczy tak jak ja. Ja już miałam otwarte, choć nie pamiętałam kiedy je otworzyłam.
-Pomóż mi...-wyszeptałam. Zauważyłam, że jestem już kawałek od watahy. Na szczęście jeszcze widziałam Lunę.
-No pomóż mi !- krzyknęłam. Nagle zerwał się wielki wiatr, zamknęłam oczy,a gdy je otworzyłam go nie było. Czyżby... zostawił mnie? Czy on nie powinien mi pomóc?!
-Pomocy...-wyszlochałam cicho.
<Czy ktoś mnie uratuję?:c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz